Forum Największe forum LOST - Zagubieni w Polsce
Welcome to the island - Namaste
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy  GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

LOST sezon VI: Fanfiction by Krzys
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Największe forum LOST - Zagubieni w Polsce Strona Główna -> LOST - po emisji serialu / LOST / Serial / Fan Fiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Krzys
Przyjaciel Forum


Dołączył: 09 Sty 2007
Posty: 2565
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 38 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
Płeć: Zagubiony

PostWysłany: Wto 14:35, 12 Sty 2010    Temat postu:

W POPRZEDNICH ODCNIKACH:
Pierre Chang uwalnia Sawyera, a ten odpływa z Baraków. Marcus przychodzi do postawy Posągu, gdzie zastaje Przyjaciela. Syn Jacoba chce odzyskać należną mu funkcję Władcy Wyspy. „Masz oddać mi moje miejsce! W tej chwili!”-krzyczy groźnie Marcus.

XVII

Tytuł: „Ostatnie Elementy, cz. 2”

Postać centryczna: Przyjaciel

Główni bohaterowie występujący w odcinku:
Sun-Hwa Kwon, Charles Widmore, Jacob, Sam Merrick, Ilana Wendt, Hugo Reyes, Jack Shephard, James Ford, Kate Austen, Ben Linus, Richard Alpert, Vanessa Wilkins, Cam, Desmond Hume

Wyspa 1977:
James płynął swoją małą łódeczką po jeziorze, coraz bardziej oddalając się od Baraków. W końcu dopłynął na brzeg, dokładnie w momencie, kiedy w Barakach zapaliły się latarnie i rozległ się głośny alarm. Zobaczyli, że miejsce, w którym był przetrzymywany LaFleur jest puste, a przy wejściu leży nieprzytomny Pierre. Sawyer dopłynął do brzegu z jednego powodu- kamieni. Kiedy zobaczył kilka dużych kamieni, uznał, że to najlepsze miejsce by opuścić łódkę. Wyszedł na brzeg, po czym złapał za jeden duży kamień i rzucił prosto na łódkę. W kadłubie zrobiła się duża dziura i łódeczka zaczęła tonąć. Jim posłał jeszcze kilka zamieni w ślad za pierwszym i w końcu łódka zniknęła z jego oczu. Zatopiwszy narzędzie swej ucieczki, ruszył szybkim krokiem w jakąś stronę. Szedł długo, co chwila ocierając pot z czoła. W końcu zmęczył się i postanowił odpocząć. Położył się pod drzewem i leżał tak do rana. Kiedy zrobiło się jasno, James znów zaczął iść. Po kilku godzinach zatrzymał się i zaczął nasłuchiwać, rozejrzał się dookoła siebie. Poczuł, że jest już na miejscu. Wtedy zaczął biec. Wyciągnął zza paska pistolet, przeładował go i biegł dalej. Jogo mina zwiastowała, że zaraz ma się stać coś potwornego. Nie przerywając wcale biegu, Sawyer wpadł do obozu Innych z krzykiem "Jack Shephard!". Jack gwałtownie wybiegł ze swojego szałasu i wtedy James oddał dwa strzały w jego klatkę piersiową, po czym błyskawicznie zawrócił w stronę dżungli. Zanim zniknął w krzakach, jeden z Innych zdołał trafić go w nogę.
-Jack!-krzyknęła Kate patrząc, jak doktor upada na ziemię.
Podbiegła do niego i złapała go za głowę. Sawyer był dobrym strzelcem, gdyż od razu uśmiercił Jacka. Mężczyzna leżał bez czucia na trawie, a nad nim płakała Kate. Jin i Sayid nie mogli uwierzyć w to, co się stało. Sayid trzymał się za głowę robiąc wielkie oczy, a Jin miał łzy w oczach. Wszystko stało się tak nagle. Ostatnie ujęcie tej sceny pokazało obóz z lotu ptaka i Kate przytulającą ciało Jacka...

Pierwszy szok po śmierci Jacka minął na dobre. Kate, Jin i Sayid stali najbliżej jego ciała. Z dala stało kilkoro Innych przyglądających się sytuacji.
-Hej, widziałeś moją broń?-zapytał jeden Inny drugiego.
-Nie, nie widziałem-odparł drugi Inny.
-Kiedy ten morderca uciekał z obozu, chciałem do niego strzelić. Ale nie mogłem znaleźć broni.
Inny zaśmiał się z absurdu tej sytuacji, po cym obraz zjechał na szałas Hurleya, z którego smutnym wzrokiem wyglądał lokator. W końcu zaczął płakać. Odsunął głowę od tej strasznej sytuacji i wszedł do środka szałasu. Spojrzał na swój futerał, jakby bijąc się z myślami. W końcu zacisnął zęby, podniósł futerał i z głośnym uderzeniem położył na stół. Powoli odwiązał pnącza łączące obie części, po czym delikatnie odsunął górną pokrywę. Kamera najechała na ponurą i nieprzebranie smutną twarz Hurleya.

Chwilę później Hugo wyszedł ze swojego namiotu, niosąc futerał pod pachą. Wokoło panowało zamieszanie.
-Musimy go ścigać!-krzyczał Sayid-Dlaczego go nie ścigamy?!
-Nie, to niemożliwe, żeby to był on-jęczała Kate-Nie możemy tak od razu stawiać wyroku.
-Posłuchajcie mnie...-rzekł cicho Hugo, lecz nikt nie zwracał na niego uwagi. Powtórzył więc po raz drugi, tym razem głośniej-Hej, ciszej! Posłuchajcie mnie!
Znów nikt nie zareagował. W końcu Hurley krzyknął: "Zamknijcie się!!!" i wszystkie oczy utkwiły w wielkim ciele Hurleya.
-Posłuchajcie mnie...-rzekł zmęczony-Wiecie, jak wróciłem na Wyspę? Spotkałem pewnego mężczyznę w taksówce; to on namówił mnie na powrót i powiedział, do którego samolotu muszę wsiąść. Mężczyzna ten dał mi futerał na gitarę. Myślałem, że ten futerał zawiera w sobie rzecz, która jest celem mojego pobytu na Wyspie. Dla której powinienem być na Wyspie. Czułem, że znajdę tam cel swojej podróży. I dlatego bałem się go otworzyć... A co, jeśli nie podołam?-Hurley miał już się rozpłakać, ale powstrzymał łzy i mówił dalej-Kiedy Jack zginął, jak nigdy dotąd potrzebowałem znać cel, dla którego tu jesteśmy. Więc otworzyłem pudło i wiecie co?... Był pusty! Ten futerał był tylko po to, żebym nie utonął w cholernej lagunie!-Hugo rzucił swój futerał na ziemię i ten rozpadł się na dwie części. Rzeczywiście, w środku nie było nic-Okazało się, że nie mam celu w życiu... A wiecie, kto nie ma celu w życiu? Człowiek martwy. Powinniśmy zginąć podczas wybuchu, tak jak Juliet i Miles! Dlatego zginął Jack! Naszym celem jest śmierć.
Hurley wyciągnął zza paska broń i wymierzył w kierunku Kate, Jina i Sayida. Inni na ten widok skierowali broń na Hurleya, jednak Jin ich uspokoił, krzycząc: "Spokojnie, on nikogo nie zabije! Opuśćcie broń, dajcie nam porozmawiać na spokojnie". Inni usłuchali Jina i opuścili swoje pistolety. Kate uniosła ręce do góry i powoli podchodziła do Hurleya, mówiąc: "Hugo, spokojnie... Odłóż broń...". Wtedy Hugo strzelił dwa razy w kierunku Kate. Sayid chciał się na niego rzucić, ale również oberwał. Hugo chciał już strzelić do Jina, ale Eloise była szybsza. Wymierzyła sprawiedliwość, pozbawiając Hurleya życia. W wiosce Innych leżały już trzy martwe ciała: Jacka, Kate i Hugo. Sayid dostał w ramię, więc nie było z nim tak źle. Trudno było przekonać Agresorów, że Jin i Sayid nawzajem się nie pozabijają, ale na szczęście wszystko się uspokoiło. Inni zajęli się wynoszeniem ciał z obozu...

Wyspa 2031:
- Masz oddać mi moje miejsce! W tej chwili!-krzyknął groźnie Marcus.
-A jeśli ja się nie zgodzę?-zapytał Przyjaciel, wciąż stojąc przy ognisku w podstawie Posągu.
-Zmuszę Cię do tego.
-Tak, a w jak sposób?-Przyjaciel spojrzał w gniewne oczy Marcusa i uśmiech zszedł z jego twarzy-Spokojnie, przecież nie możesz mnie zabić. Twój ojciec był mądry i o tym wiedział. Był...-w tym momencie Marcus rzucił się na Przyjaciela.
Zyskał wtedy nadludzką siłę. Uderzył Wroga w twarz, po czym rzucił w ścianę. Gruby mur tworzący podstawę rozbił się i w ścianie pozostała dziura; Przyjaciel z kolei wylądował w morzu. Marcus wybiegł z podstawy na plażę; akurat była przerwa w budowie i nikogo tam nie było. Spojrzał na ocean i wtedy zobaczył, jak powoli wychodzi z niego Wróg Jacoba.
-Tak będziesz pogrywał?!-krzyknął wściekły-W porządku!
Przyjaciel podbiegł do Marcusa i zaczęli się bić. Każde ich uderzenie odbijało się głośnym echem po okolicy. Przyjaciel uderzył Marcusa w twarz i ten przewrócił się na ziemię. Wstał szybko, lecz wtedy Wróg Jacoba powtórzył cios, tym razem ze znacznie większą siłą. Marcus oberwał od dołu w brodę i wyskoczył w powietrze. Wylądował w dżungli, a jego lądowanie było tak silne, że wstrząsnęło całą Wyspą. Marcus podniósł się jednak nie mając żadnych obrażeń. Za chwilę dobiegł do niego Wróg Jacoba i walka znów się rozpoczęła. Tym razem Marcus również był wściekły, więc szanse były wyrównane. Raz Przyjaciel odlatywał kilkanaście kilometrów w głąb Wyspy po jakimś porządnym kopniaku, raz Marcus... Ziemia pokrywała się małymi kraterami powstałymi w skutek upadków na ziemię. Walka trwała długo, aż w końcu przeniosła się na wysokie partie drzew. Tam Marcus uderzył Wroga Jacoba tak, iż ten spadł z drzewa. Sam Marcus również nie utrzymał równowagi i poleciał na głowę. Przyjaciel leżał na ziemi, a po chwili spojrzał, że Marcus również leży i powoli się podnosi. Postanowił wykorzystać chwilę spokoju.
-To nie ma sensu!-krzyknął Przyjaciel-Zawrzyjmy pokój!
-Pokój, mówisz?-zastanowił się Marcus. On również był zmęczony tą bezowocną walką, która niszczyła tylko Wyspę-W porządku. To co, zwołujemy tubylców?
-Chyba najwyższy czas-odetchnął z ulgą Przyjaciel.

Marcus i Przyjaciel poszli do swoich grup, aby poinformować ich o zebraniu. Ilana była oburzona tym, że Marcus nie posłuchał jej zalecenia, ale syn wcale jej nie słuchał. Zachowywał się, jakby był kimś zupełnie obcym. Ilana nie mogła przemierzać na piechotę długich odległości, lecz Przyjaciel z Marcusem nalegali, aby na zebraniu obecni byli WSZYSCY mieszkańcy Wyspy. Bram i Josh zmontowali więc nosze i w ten sposób ruszyli z Ilaną do wyznaczonego miejsca, którym była mała polana na środku Wyspy. Wszyscy mieszkańcy zaczynali powoli schodzić się na miejsce. Jako ostatni przybiegł Cam. Przepchał się na środek zebrania, aby być przy Vanessie i wtedy z dżungli wyszli Marcus i Przyjaciel.
-Zebraliśmy się tutaj, aby przypieczętować pokój, który zawarłem z obecnym tutaj Przyjacielem!-krzyknął Marcus do tłumu-Na początek proszę o podejście Richarda Alperta!
Starszy mężczyzna był na samym brzegu tłumu, dlatego dość szybko znalazł się przed Marcusem.
-Znamy się tyle lat...-rozpoczął Marcus-Darzę Cię ogromnym szacunkiem. Więc pozwolisz, że Ciebie zgładzę osobiście.
-Jacob?...-zapytał Richard, patrząc mężczyźnie w oczy.
Richard nie zdążył już nic powiedzieć. Marcus uderzył go w twarz, a ten upadł na ziemię. Mieszkańcy Wyspy nie mogli uwierzyć w to, co widzą. Tak się bali, że nie reagowali, jak Marcus bił Richarda. W końcu tak go zmasakrował, że ]Alpert leżał martwy w kałuży krwi.
-Twoja kolej-rzekł Marcus do Przyjaciela, wycierając krew Richarda z czoła.
Wróg Jacoba posłusznie przytaknął, po czym odwrócił się w stronę tłumu. Wtem prawie wszyscy ludzie stojący na polanie przewrócili się bezwładnie na ziemię, jakby ktoś w jednej chwili zatrzymał ich serca. Zginęła Ilana, Vanessa, Josh, Bram i reszta Innych obecnych na miejscu. Jedynie Cam stał wśród trupów, rozglądając sie przeraźliwie. On jako jedyny przeżył.
-Przyjacielu...-rozpoczął Marcus wyciągając rękę w stronę Cama-Dziękuję, że oddałeś mi przywództwo nad tą Wyspą. Weź proszę w nagrodę tą oto istotę. Niech Ci godnie służy, broniąc tym samym Wyspy przed nieprzyjaciółmi.
-Zaraz, co tu się dzieje?!-krzyknął Cam-Kim ja jestem?
-Ech, Menocet...-westchnął Marcus-Nadal nie pamiętasz?
-Zaraz zaraz...-zastanawiał się Cam-Nazwałeś mnie istotą. Jestem człowiekiem, tak? Powiedz, że jestem człowiekiem!
-A zresztą, nie musisz niczego sobie przypominać. Wystarczy, że to poczujesz.
Nastąpiło zbliżenie na twarz Cama. Po chwili odezwał się Przyjaciel.
-Ładny mi prezent dałeś-mruknął-Który nie pamięta, kim jest.
Jacob odwrócił się do Przyjaciela, kiedy ten mówił, po czym znów skierował wzrok na polanę. Lecz tam już nie było Cama. Tylko trupy rozsiane po okolicy.
-Nie...-rzekł przeciągle Marcus-On już to czuje...
W tym momencie z przeciwległego końca dżungli rozległ się przeciągły ryk Cerberusa. Marcus uśmiechnął się dobrotliwie słuchając, jak ryk staje się coraz cichszy, aż w końcu znika gdzieś daleko w dżungli...
Ostatnie ujęcie przedstawiło polanę z lotu ptaka. Marcus i Przyjaciel powoli odchodzili z polany, zostawiając na miejscu martwe ciała mieszkańców Wyspy.

Różne:
Poszczególne fragmenty przedstawiały koniec wątku każdego z bohaterów, przy akompaniamencie utworu "Life and Death". Ciała Ilany, Richarda, Vanessy leżące martwe na polanie, Ben idący śmiało przez pustynię w Tunezji... James wiążący sobie ranną nogę swoim rękawem i jednocześnie oglądający się, czy nikt go nie ściga... Jin i Sayid niosący ciała Jacka, Kate i Hurleya, Sun i ranny Widmore ukrywający się w jaskini, Sam i klękający przed nim jego lud, aż w końcu szczęśliwy Desmond ze swoją rodziną.

Retrospekcje:
Przyjaciel, już pod postacią Johna, pojawia się w domku. Był to zupełnie inny domek niż jego Chatka, wnętrze przypominało te wybudowane przez najemników Widmore'a. Przyjaciel rozejrzał się spokojnie po pomieszczeniu, po czym usiadł przy stole. Chwilę później drzwi się uchyliły i do środka wszedł Charles Widmore. Spojrzał na Locke'a, po czym zrobił wielkie oczy i wyjrzał z chatki, jakby sprawdzając, czy na zewnątrz wszystko jest w porządku.
-Zamknij proszę za sobą drzwi-rzekł Przyjaciel, a Charles posłusznie wykonał zadanie.
-Co Ty tu robisz, John?-zapytał Charles-Przecież nie żyjesz.
-Nie żyję. Ale jestem również tutaj.
Charles nie wiedział co odpowiedzieć, a po chwili Przyjaciel wybuchnął śmiechem.
-Żartowałem-rzekł-Nie jestem John, przejąłem tylko jego postać.
-Kim jesteś?-zapytał Charles siadając na drugim końcu stołu.
-Jestem władcą tej Wyspy-Widmore juz chciał o coś zapytać, ale Przyjaciel go uprzedził-Nie, nie jestem Jacobem. Na Wyspie nastąpiła zmiana przywódcy.
-I co teraz? Przybyłeś, żeby zabić mnie i wszystkich moich najemników, tak? Chcesz chronić Wyspę?
-Nie mogę tego zrobić. Władca Wyspy może uratować Wyspę tylko raz w czasie jej istnienia. A zrobił to już mój poprzednik.
-Chodzi o tą bombę wodorową tak? Wybuch objął tylko teren budowy dzięki Jacobowi?
-Bingo. Więc możesz spokojnie wojować, ja mogę tylko doradzać swoim ludziom. Walcz o Wyspę, Charles.
Widmore spojrzał smutno w ziemię, a Przyjaciel przyjrzał mu się uważnie. Po chwili zaśmiał się, udając zdziwienie:
-Ty wiesz, prawda? Wiesz co się stanie. Kiedy się dowiedziałeś?
-Na statku, kiedy Sun nie chciała mi powiedzieć, po co wraca na Wyspę.
-To musi być straszliwe uczucie. Wiedząc, że nie ma szans na zwycięstwo, a trzeba i tak kierować swoich ludzi, żeby zabijali. Wszystko po to, żeby nie nabrali podejrzeń.
-Oni by nie zrozumieli-wyjaśnił Charles-Mają za małe móżdżki, żeby zrozumieć, że są rzeczy, którym trzeba się podporządkować Są siły, których nie zniszczysz.
-Tak, przeznaczenie... Mówią, że sami je tworzymy. Jednak kiedy w grę wkraczają podróże w czasie, okazuje się, że nic nie jesteśmy w stanie zrobić.
-Dlatego najlepiej jest nic nie wiedzieć-westchnął Widmore-I ulegać złudzeniu, że naszym losem kierujemy my sami.
Przyjaciel przytaknął.

Następna scena miała miejsce dzień później. Charles wszedł do swojego domku a tam, jak zwykle, siedział Przyjaciel.
-Słyszałem, że Linus Ci uciekł.-rzekł zadowolony.
-Daj spokój, teraz to nie ma znaczenia....-burknął Widmore-przyszedłem do Ciebie, bo muszę o czymś wiedzieć-Widmore zbliżył swą twarz do twarzy Przyjaciela i mówił dalej-Sun zabrała Jasona i poszli do dżungli, nie mówiąc, dokąd idą. Czuję, że to właśnie teraz. Że właśnie teraz to się stanie.
-Nic na to nie poradzisz-odparł Wróg Jacoba-Ja też nic nie mogę. Czas to największa siła, której nawet ja nie mogę podołać. Najchętniej zgładziłbym Sun w pierwszej chwili, kiedy niepotrzebnie przesunęła Wyspę.
-Nie o to mi chodzi. Chcę uciec z tej Wyspy, jeszcze zdążę. Chcę wsiąść na statek i odpłynąć stąd jak najszybciej. Musisz mi tylko powiedzieć, czy ja podróżowałem w przeszłości po czasach. Byłeś na Wyspie wcześniej, prawda?
-Tak, Jacob i ja jesteśmy na tej Wyspie tak samo długo.
-To dobrze. Mogę opuścić Wyspę, ale musisz powiedzieć mi, czy jest sens. Jeśli podróżowałem w czasie, to nie ma po co próbować ucieczki.
-Przykro mi Charles, ale...-rozpoczął Przyjaciel-...Podróżowałeś. Widziałem Cię w wielu czasach.
Widmore zasmucił się, jednak podziękował za odpowiedź.

Ostatnia scena:
Na plaży przebywał właśnie pewien bożek pod ludzką postacią. Bożek ten miał wiele imion, a jednym z nich było imię Marcus. Bożek rzucił na kamień rybę, odkroił dwa kawałki i rzucił na rozgrzany kamień przy ognisku. Wkrótce ryba była gotowa. Bożek wziął jedzenie na liść, po czym usiadł spokojnie i jedząc rybę oglądał wielki transatlantyk, który dryfował po horyzoncie. Po chwili nadszedł inny bożek. On miał jedno imię, ale za to wiele twarzy- w tej chwili występował pod postacią łysego mężczyzny po pięćdziesiątce.
-Dzień dobry-rzekł bożek o wielu twarzach
-Dobry-odpowiedział mu drugi bożek.
-Mogę się przyłączyć?
-Proszę.
-Chcesz trochę ryby?
-Dziękuję-odmówił bożek, siadając na kamieniu obok-Właśnie jadłem.
-Przyszedłeś tu ze względu na statek?
-Tak.
-Jak odnaleźli Wyspę?
-Zapytasz, kiedy tu przybędą-rzekł bożek o wielu imionach, kończąc rybę. W końcu odłożył liść, na którym jadł.
-Nie muszę pytać-bożek spojrzał na kompana-Ty ich tu sprowadziłeś. Powiesz, że się mylę, prawda?
-Mylisz się.
-Czyżby? Przybędą, powalczą, zniszczą... zdemoralizują. Zawsze kończy się tak samo.
-Kończy się jedynie raz. Wszystko, co się stanie przed tym, to jedynie postęp.
Bożek o wielu twarzach zamyślił się, po czym znów popatrzył na drugiego bożka.
-Masz pojęcie, jak bardzo chce Cię zabić?-rzekł.
-Tak-odparł bożek o wielu imionach.
-Pewnego dnia, prędzej czy później... Znajdziemy jakąś furtkę powrotu.
-Będę czekał.
-Zawsze miło się z Tobą gawędzi, Jacob.
-Z Tobą również.
Bożek o wielu twarzach wstał, po czym odszedł. Wtedy obraz odsunął się od bożków i pokazał posąg, przy którym siedzieli. Niedokończony Posąg Taweret, któremu do ukończenia budowy pozostało pół głowy, oraz krzyż Anch.
LOST

Umiejscowienie odcinka w czasie: od 16 października 1977 roku do 17 października 1977 roku; od 08 lutego 2031 roku do 16 lutego 2031 roku; 25 lutego 2008 roku


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Krzys dnia Sob 20:39, 16 Sty 2010, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Krzys
Przyjaciel Forum


Dołączył: 09 Sty 2007
Posty: 2565
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 38 razy
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Warszawa
Płeć: Zagubiony

PostWysłany: Wto 15:06, 12 Sty 2010    Temat postu:

Zapomniałem napisać o umiejscowieniu finału w czasie Razz . Na wszelki wpadek piszę nowego posta, ale zedytuę tez poprzednie.

XVI

Umiejscowienie odcinka w czasie: skoki do następujących czasów: 634 rok, XII wiek p.n.e., 2004 rok, III wiek p.n.e.; 838 rok; 118996 rok p.n.e.; 08 lutego 2031 roku

XVII

Umiejscowienie odcinka w czasie: od 16 października 1977 roku do 17 października 1977 roku; od 08 lutego 2031 roku do 16 lutego 2031 roku; 25 lutego 2008 roku


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Krzys dnia Wto 15:06, 12 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Największe forum LOST - Zagubieni w Polsce Strona Główna -> LOST - po emisji serialu / LOST / Serial / Fan Fiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
Strona 3 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group
Regulamin